Seminaria

1/
27 stycznia 2012 r.
Tytuł artykułu dyskutowanego podczas seminarium: Z archeologii symbolu: symbola orfików
Autor artykułu: dr Lech Trzcionkowski (KUL)
Fragment artykułu:

„Prowincjonalne muzeum archeologiczne w Wolos przechowuje niewielką, cieńką złotą blaszkę (58 x 16 mm), na którym widnieje inskrypcja. Blaszkę znaleziono w grobie odkopanym w pobliżu tesalskiego miasta Feraj. Płeć i wiek osoby w nim pochowanej pozostaje nieznana. Prawdopodobnie znajdowała się na piersi zmarłej / zmarłego. Na podstawie kontekstu archeologicznego i danych epigraficznych datuje się ją na lata 350 - 300 p.n.e. Dla ułatwienia lektury podaję transkrypcję w alfabecie łacińskim)


symbola:
And<r>ikepaidothyrson – Andrikepaidothyrson
Brimo – Brimo
Eiseithi hieron leimona. apoinos gar ho mystes.

oraz tłumaczenie:

Hasła:
An<d>rikepaidóthyrson. Andrikepaidóthyrson.
Brimō. Brimō.
„Wejdź na świętą łąkę. Wtajemniczony (jest) bowiem bez winy”.

Tekst otwiera słowo symbola, liczba mnoga słowa symbolon (σύμβολον), które w późniejszych czasach czeka zdumiewająca kariera.[...]”

2/
2 kwietnia 2012 r.
Tytuł artykułu dyskutowanego podczas seminarium: Znak, ideologia, zapomnienie
Autor artykułu: dr Marek Kaźmierczak (UAM)
Fragment artykułu:

„Celem niniejszego tekstu jest zaprezentowanie miejsc pamięci, których znaczenia ulegają zmianom na skutek przemian politycznych oraz kulturowych. Na konkretnym przykładzie zostaną omówione relacje między pamiętaniem i zapominaniem w odniesieniu do funkcjonowania znaku, którego znaczenia są modelowane przez konteksty społeczne, historyczne i symboliczne. Niniejszy tekst dotyczy ewolucji społeczno-kulturowego wymiaru wiedzy na temat Holokaustu wynikającej z konfrontacji dyskursów oficjalnych z myśleniem potocznym. Ujęcie ogólne, teoretyczne wykorzystane zostało do opisu miejsc pamięci o pomordowanych Żydach głównie z powiatu konińskiego, które w literaturze przedmiotu są wzmiankowane, ale opisane słabo lub wcale.[...]”

3/
7 maja 2012 r.
Tytuł artykułu dyskutowanego podczas seminarium: „Uroczystości żałobne jako narzędzie legitymizacji i delegitymizacji władzy”
Autor artykułu: dr Marcin Napiórkowski (UW)
Fragment artykułu:

„W niniejszym tekście chciałbym zwrócić uwagę na niedocenianą często autonomię form pamięci, przede wszystkim zaś na ich historyczną ciągłość, która poddaje się analizie genealogicznej. Byłoby interesujące zobaczyć, na ile nie tylko to, co się pamięta, lecz także to, jak się pamięta, stanowi istotny nośnik zbiorowej tożsamości, w szczególności zaś treści politycznych o charakterze legitymizującym i delegitymizującym władzę. Szczególnie obiecującym materiałem do analizy pod tym kątem wydają się uroczystości upamiętniające, rozumiane jako sytuacje „kolektywnego pamiętania” ustanawiającego ramy określonej wspólnoty. Stanowią one szczególny rodzaj rytuału zwróconego ku przeszłości i znajdującego cel, a nie jedynie środek w akcie jej ceremonialnego powtórzenia.[...]”

4/
28 maja 2012 r.
Tytuł artykułu dyskutowanego podczas seminarium: „Problemy perspektywy semiologicznej. Na przykładzie Podboju Ameryki Tzvetana Todorova”
Autor artykułu: dr Łukasz Grützmacher (UW)
Fragment artykułu:

„W 1982 r. ukazał się esej Tzvetana Todorova Podbój Ameryki. Problem innego. Po trzydziestu latach można powiedzieć, że jest to jedna z najważniejszych książek na temat konkwisty, która na całym świecie w znacznej mierze określa sposób interpretacji historii podboju Nowego Świata. Siła oddziaływania eseju Todorova wynika z kilku czynników. Podbój Ameryki jest bardzo często przytaczany w artykułach i monografiach zarówno dotyczących procesów kolonizacji, jak i poruszających niezwykle popularny w ostatnim okresie problem inności, stanowi też lekturę obowiązkową na wielu uniwersyteckich kursach, na których omawiane są te zagadnienia. Tym samym upowszechnia się dokonana przez autora rekonstrukcja konkwisty. Bardzo dużą rolę odgrywają literackie walory eseju oraz wrażenie spójności przedstawianych w nim interpretacji, które są dodatkowo uwiarygodnione autorytetem Todorova, postaci rozpoznawalnej, kojarzonej z nurtem strukturalistycznym o ambicjach unaukowienia humanistyki. Nie bez znaczenia wydaje się też zaangażowanie autora, który, deklarując swój jednoznacznie krytyczny stosunek wobec konkwisty, podkreśla jednocześnie, że opisywana historia interesuje go o tyle, o ile powtarza się w teraźniejszości, a właściwym celem jest budowanie lepszej przyszłości. Wprawdzie ten politycznie poprawny ton, przyczyniający się do popularności książki, ulega zaburzeniu w związku z wyrażanym przez Todorova przekonaniem, że pod pewnymi względami można mówić o obiektywnej wyższości konkwistadorów nad Indianami, jednak krytyka tych «niesłusznych» poglądów powoduje, że esej Todorova jest ponownie cytowany, a zatem jego rola jako ważnego punktu odniesienia zostaje utwierdzona.[...]”

5/
18 czerwca 2012 r.
Tytuł artykułu dyskutowanego podczas seminarium: „Ciemnia fotograficzna. Od śladów na piasku Timothy'ego O'Sullivana do «Skrzynki» Güntera Grassa”.
Autor artykułu: mgr Magdalena Szczypiorska-Mutor (UW)
Fragment artykułu:

„Na zdjęciu: okolice Carson Sink w zachodniej części stanu Nevada, rok 1867. Na pustynnych wydmach, sfotografowanych przez Timothy'ego O'Sullivana, ślady na piasku, odciski stóp, układają się we wzory, zapętlają i krzyżują: te głębokie, mocno odciśnięte i te płytsze, rozsypane, niewyraźne, które za kilka dni wiatr wygładzi i pokryje siecią zmarszczek, regularnych fałdek wyżłobionych w piasku. Riplemarki - piaskowe zmarszczki - same są śladem wiatru, a jednocześnie tłem dla innych śladów: dla śladów wtargnięcia na czyste tło, nieoczekiwanych incydentów, wydeptanych ścieżek. Zapis na piasku jest nietrwały, w zależności od siły i pracy wiatru przetrwa kilka lub kilkanaście dni. Inaczej jest z zapisem na szklanej płycie negatywu – ten ma uwiecznić moment, zatrzymać piaskowe wzory. Obydwa zapisy: zapis na piasku i zapis na fotografii, w kadrze Timothy'ego O'Sullivana zapętlają i krzyżują jak wydeptane ścieżki. Fotograficzne zdarzenie, akt fotografowania, nie tylko utrwalił zastany obraz pustyni, lecz także zostawił na piasku własne ślady: można przypuszczać, że fotograf przeszedł trasę od wozu zaprzężonego w cztery muły do miejsca, z którego mógł zobaczyć przez wizjer dobrze skadrowane ujęcie. Zaznaczył swoją obecność, odcisnął swój ślad w sposób dotykalny i niezaprzeczalny, wpisał swoje działanie w zastany świat, zostawiając własną sygnaturę, własny podpis. Jego powrót do wozu, zejście w dół, to fragment historii, która, z konieczności, pozostała poza kadrem, ale jest z kadrem związana bardziej niż na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać – pozostawiony w dole wóz, który wyżłobił w piasku głębokie koleiny, nie jest zwykłym środkiem lokomocji, to fotograficzna ciemnia. To tam wywołane zostało zdjęcie, tam zapisane na papierze odbitki. Fotografia O'Sullivana jest więc fotografią o fotografii, metafotograficzną figurą śladu i jego zapisu, odcisku i jego utrwalenia, jest historią o fotografowaniu jako kopiowaniu świata i o fotografii jako akcie kreacji, akcie ingerencji fotografa w zastany świat, a centrum tego fotograficznego uniwersum tropów jest ciemnia. Wszystkie ślady prowadzą do ciemni.[...]”

6/
25 czerwca 2012 r.
Tytuł artykułu dyskutowanego podczas seminarium: “Semiotyczne aspekty przekazu digitalnego”.
Autor artykułu: prof. dr hab. Ewa Szczęsna (UW)
Fragment artykułu:

„Znak cyfrowy, niezależnie słowny, ikoniczny, dźwiękowy nie modeluje nośników materiałowych (jak np. rzeźba ), choć potrzebuje materialnych urządzeń technicznych (hardware), które umożliwiają stworzenie dla znaku środowiska (software), w którym może zaistnieć. Światy takie, czy raczej możliwe środowiska tekstu wytwarzają programy komputerowe. Każdy program komputerowy to zaprojektowane środowisko tekstowe, w którym znaki łączone są w specyficzny dla niego sposób. Program jest skalą możliwości, tak w sferze istnienia znaków, jak i sposobów ich łączenia. Każdy program jest swoistym językiem tworzonym w ramach globalnego języka programowania HTLM. Dysponuje specyficznym dla siebie zasobem znaków i reguł ich łączenia. Zarówno zasób znaków, jak i skala możliwości ich łączenia są zmienne - ulegają modyfikacjom w kolejnych wersjach programu. Specyficzne dla danego programu umożliwiają generowanie właściwej temu programowi klasy tekstów - gatunków, form tekstowych (np. edytory tekstu umożliwiają tworzenie plików tekstowych, arkusze kalkulacyjne - tabel, zestawień; programy graficzne - obrazów, prezentacji, fotograficzne i filmowe - edycję filmu i fotografii).[...]”

7/
5 listopada 2012 r.
Tytuł artykułu dyskutowanego podczas seminarium: „Znakowe struktury EURO 2012”.
Autor artykułu: Halszka Witkowska (UW)
Fragment artykułu:

„Czerwiec dla mieszkańców Warszawy miał być "końcem świata". Wielu sceptycznie nastawionych obserwatorów przyglądało się przygtowaniom do Euro. Strach budził brak infrstruktury i doświadczenia przy organizacji imprez na tak dużą skalę. W niniejszym tekście chciałabym postawić pytanie: Czy nasze obawy były naprawdę irracjonalne? Największe wyzwanie, jakie zostało postawione przed społeczeństwem, brzmiało następująco: jak mamy uczestniczyć w wydarzeniu, którego nie znamy? Brak nam schematu i przykładu. Oprócz wiary w narodową drużynę oraz gorącego zapału kibiców piłkarskiej reprezentacji, niewiele nam pozostało.”

8/
19 listopada 2012 r.
Tytuł artykułu dyskutowanego podczas seminarium: „Liczby jako znaki w dyskursie holokaustowym. Spory wokół pisarstwa Jana Tomasza Grossa”.
Autor artykułu: mgr Paweł Dobrosielski (UW)
Fragment artykułu:

„«Telewizja bombarduje nas wielkimi liczbami o długich ogonach zer, ale kto z was kiedyś naprawdę pochylił się nad tymi cyframi i zastanowił się, co oznaczają?» – pyta nas Max Aue, główny bohater i narrator powieści Łaskawe Jonathana Littella. I proponuje – «Pobawmy się w matematykę. Matematyka jest użyteczna, otwiera nowe perspektywy, odświeża umysł». Porównując różne szacunki, Aue podaje liczbę ofiar Holokaustu oraz liczbę poległych na froncie wschodnim II wojny światowej (łącznie 26,6 milionów), a także czas trwania konfliktu III Rzeszy ze Związkiem Radzieckim – trzy lata, dziesięć miesięcy, szesnaście dni, dwadzieścia godzin i jedną minutę. W połączeniu daje to 13,04 zabite osoby na minutę lub jedną ofiarę co 4,6 sekundy. Narrator każe nam następnie z zegarkiem w ręku wyobrażać sobie rosnący stos trupów. Czemu ma służyć to osobliwe ćwiczenie medytacyjne?[...]”

9/
28 stycznia 2013 r.
Tytuł artykułu dyskutowanego podczas seminarium: „Wielopoziomowe paralele semiotyczne między kodem DNA a tekstem literackim”.
Autor artykułu: dr Małgorzata Stępień (UW)
Fragment artykułu:

„Każdy tekst słowny jest zapisany za pomocą znaków alfabetu: liter lub symboli. Składają się one następnie w jednostki wyższego rzędu: wyrazy, zdania i w końcu w spójny tekst. Stanowi on rodzaj mentalnego mikrokosmosu, w którym autor zawarł swe przemyślenia i tezy, a także poglądy innych, przytaczanych i cytowanych autorów. Każdy tekst stanowi konglomerat innych, wcześniejszych tekstów, stając się siecią zapożyczeń: cytatów, wątków czy tematów.[...]”

10/
25 lutego 2013 r.
Tytuł artykułu dyskutowanego podczas seminarium: „Co to jest ./?”
Autor artykułu: dr Łukasz Wróbel (UW)
Fragment artykułu: W 1960 roku w Warszawie odbyła się „Międzynarodowa Konferencja Poetyki”. Julian Krzyżanowski wygłosił podczas tego spotkania referat pod tytułem Poetyka zagadki. Dwa lata później tekst z niewielkimi zmianami wydrukowany został na łamach „Zagadnień Rodzajów Literackich”. Wystąpienie badacza miało charakter przede wszystkim historycznoliteracki, dążył on do zarysowania wstępnej typologii polskich zagadek od średniowiecza po współczesność. Niemniej pokusił się jednak o kilka teoretycznych uwag wprowadzających, które swoją powściągliwą enigmatycznością zwracają uwagę czytelnika.[...] Enigma, zagadka, a riddle – przez stulecia definiowana była jako figura słów. Wystąpienie Krzyżanowskiego odsyła właśnie do takiego ujęcia.[...]”

11/
11 marca 2013 r.
Tytuł artykułu dyskutowanego podczas seminarium: „Historia z genologicznymi przygodami. Czy „czarna seria” rozpoczęła się od dokumentu?”
Autor artykułu: prof. Andrzej Szpulak (UAM)
Fragment artykułu:

„Problem, o którym pragnąłbym powiedzieć kilka słów, pojawił się przy okazji powstawania jednego z rozdziałów Historii polskiego filmu dokumentalnego, dzieła właśnie przygotowywanego głównie przez poznańskich filmoznawców. W ramach tych prac przypadło mi w udziale m.in. napisanie rozdziału o kinie dokumentalnym drugiej połowy lat 50. Wydawałoby się – nic prostszego. Sprawy z tym zagadnieniem związane dawno zostały omówione, znalazły swoje konsekwencje, wpłynęły na rozwój rodzimego dokumentu, a w końcu nawet zdążyły całkowicie stracić aktualność. A przy tym tego rodzaju syntetyzujące wydawnictwa jak nasza Historia, przeznaczone także do edukacji studentów, nie mogą opierać się na hipotetycznych, jednostronnych reinterpretacjach, co wyklucza wyraźne promowanie jakiegoś „nowego spojrzenia”, w przypadku tego kina - jak pokazują to teksty Mikołaja Jazdona i nade wszystko Iwony Kurz - zawsze problematycznego. Zapowiedź gładkiej i niestresującej pracy na szczęście nie została jednak spełniona. Stanął bowiem przede mną nurtujący problem genologiczny. Nie wikłałbym się weń bez potrzeby, gdyż nad skłonnościami do teoretyzowania przeważa we mnie natura historyka filmu i interpretatora. Po prostu jest on moim zdaniem nie do pominięcia i nie do zbagatelizowania.[...]”

12/
8 kwietnia 2013 r.
Tytuł artykułu dyskutowanego podczas seminarium: „9/11 - Teorie spiskowe jako praktyka interpretacji”
Autor artykułu: dr Marcin Napiórkowski (UW)
Fragment artykułu:

„Kiedy zwracamy się ku 11 września 2001 roku, strukturami symbolicznymi wykorzystywanymi dla jego interpretacji są nie tylko słynne „tragedia” i „farsa”, lecz także (w przypadkowej kolejności): „spektakl”, „wojna”, „terroryzm”, „zamach”, „spisek”, „wewnętrzna robota” i wiele innych... W niniejszym studium proponuję przyjrzeć się grze poszczegolnych „powtorzeń”, analizując sposob, w jaki rożnorodne symboliczne formy wyrazu oddziałują między sobą. Chciałbym więc, zgodnie z dobrą tradycją hermeneutyki, interpretować interpretacje. Wzorcem dla tego rodzaju pracy może być wydana w roku 1975 praca Paula Fussela The Great War and the Modern Memory1. Na podstawie analizy dzieł literackich Fussel przedstawia utrwalone w tekstach artystycznych brytyjskie doświadczenie Frontu Zachodniego 1914-1918. W swojej rozprawie stawia on śmiałą tezę, że to nie literatura odzwierciedla pierwotne doświadczenie okopow, lecz przeciwnie – wypracowane przez nią kategorie służą kulturowemu oswajaniu, konwencjonalizowaniu i mitologizowaniu przeszłych wydarzeń.[....]”

13/
6 maja 2013 r.
Tytuł artykułu dyskutowanego podczas seminarium: Listy prywatne emigrantów z Nowej Hiszpanii i ich rodzin – analiza dialogowości
Autor artykułu: dr Łukasz Grützmacher (UW)
Fragment artykułu:

„[...] W przeszłości można było zarzucać historykom, że interesują ich jedynie „bohaterskie czyny władców”. Dziś jest już inaczej. Coraz częściej zwracają się oni ku temu, o czym ich poprzednicy milczeli, co odrzucali lub czego po prostu nie wiedzieli. „Kto zbudował Teby o siedmiu bramach” – pytał robotnik czytający Brechta. Źródła niczego nam nie mówią o tych anonimowych murarzach; pytanie jednak zachowuje całą swoją wagę. (Guinzburg 1989: 7)

Tymi słowami Carlo Ginzburg rozpoczyna „Wstęp” do wydanej w połowie lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku książki Ser i robaki: wizja świata pewnego młynarza z XVI w., która jest uważana za sztandarowe dzieło nurtu w historiografii określanego mianem mikrohistorii. W ramach tego nurtu badacz spogląda na przeszłość niejako „przez lupę”, starając się jak najdokładniej poznać losy konkretnej osoby lub niewielkiej lokalnej wspólnoty, które z jakichś względów zostały odzwierciedlone w zachowanych źródłach. Na tej podstawie historyk próbuje dokonać interpretacji stosunków społecznych bądź złożonych relacji w obrębie badanej kultury, w szczególności między kulturą ludową a kulturą dominującą, a interpretacja taka, choć nie może zostać w prosty sposób uogólniona, pozwala na postawienie ważnych pytań, które często wykraczają poza pole zainteresowań tradycyjnej historiografii, niejednokrotnie prowadząc do rewizji jej ustaleń.”

14/
13 maja 2013 r.
Tytuł artykułu dyskutowanego podczas seminarium: Myślenie potoczne a konstrukcja faktów w relacjach o zdarzeniach z przeszłości
Autor artykułu: dr Marek Kaźmierczak (UAM)
Fragment artykułu:

„[...]
Myślenie potoczne jest tym, co pozostaje w rozumowaniu, gdy, jak pisze Clifford Geertz, odsunie się na bok „jego najbardziej wyrafinowane osiągnięcia”. Myślenie potoczne wydaje się wolne od narzucanych intersubiektywnie oficjalnych wzorców myślenia, najczęściej nie ma z nimi albo bezpośredniego kontaktu, albo nie są one normatywnymi i autorytatywnymi porządkami opisu doświadczanego świata. Opiera się ono na pewnych utartych założeniach, które formują i porządkują różnorodność doświadczanego świata. Jest ono w dowolnym stopniu drobiazgowe, a jednocześnie w dowolnym stopniu ogólne, przejście między tymi wymiarami jest w dużej mierze arbitralne. Myślenie potoczne bazuje na sferze gromadzonych przez zdrowy rozsądek danych, przeżyć; jest tak samo totalne lub potrafi takie być, jak każda inna forma myślenia (por. Geertz).

Myśl potoczna wydaje się tą odmianą mądrości, która rzadko rezygnuje z raz przyjętych założeń, w swej prostocie wydaje się tak niepodważalna, jak aksjomat w logice dwuwartościowej; bez konieczności potwierdzenia prawdziwości jej treści. Myśl potoczna nie traci przy tym swej elastyczności, to dlatego jednym z konstytuujących ją elementów jest osobliwa zdolność do przemilczenia treści, które albo nie pasują, albo nie powinny być dopasowane do z góry przyjętych założeń. Myśl potoczna jest mimetyczna: naśladuje naukową intersubiektywność odwołując się do powszechnych przekonań, podstawiając na miejsce obiektywności oczywistość, na miejsce doświadczenia cudze zasłyszane opowieści.[...]”

15/
27 maja 2013 r.
Tytuł artykułu dyskutowanego podczas seminarium: Recepcja pism Jana Tomasza Grossa w perspektywie antropologii pamięci
Autor artykułu: mgr Paweł Dobrosielski (UW)
Fragment artykułu:

„[...] Publikacje książek Jana Tomasza Grossa stanowią istotne wydarzenia społeczne w Polsce, wywołując intensywne i długotrwałe debaty publiczne. Autor ten pełni w naszym kraju rolę centralnej postaci, wokół której ogniskuje się debata o stosunkach polskożydowskich w czasie II wojny światowej oraz o współczesnym do nich odniesieniu. Obraz tych stosunków stanowi jeden z istotnych składników polskiej pamięci zbiorowej, a przy jego negocjowaniu toczone są żywiołowe spory, sytuujące ten dyskurs w domenie pamięci „gorącej”, zgodnie z rozpoznaniami Charlesa S. Maiera[...]

Prace Jana Tomasza Grossa oraz dyskusja nad nimi dotyczą przede wszystkim „obrzeży Zagłady”. Termin ten – znajdujący się, między innymi, w podtytule Złotych żniw (Rzecz o tym co się działo na obrzeżach Zagłady Żydow) – został spopularyzowany przez „Gazetę Wyborczą”, która zorganizowała w 2011 roku cykl debat oraz artykułów o stosunkach polsko-żydowskich w czasie II wojny światowej pod tym właśnie tytułem. „Obrzeża Zagłady” to pojęcie określające skomplikowane relacje pomiędzy skazanymi na śmierć Żydami a ludnością miejscową w krajach okupowanych przez III Rzeszę. Badacze skupieni wokół Centrum Badań nad Zagładą Żydów IFiS PAN – jednej z najważniejszych polskich instytucji naukowych zajmujących się tą tematyką – przywołują w tym kontekście termin „trzecia fazą Holokaustu”, oznaczający ostatni etap Zagłady Żydów, trwający od 1942 roku do końca wojny. Żydzi, którym udało się uchronić przed zorganizowanym masowym ludobójstwem, próbowali szukać ratunku u miejscowej ludności, często jednak z tragicznym skutkiem. Kontakty z mieszkańcami okupowanych krajów stanowiły dla nich właściwie jedyną szansę przeżycia, ale wachlarz postaw reprezentowanych przez miejscowych rozciągał się od pomocy przez obojętność aż do wrogości – okradania, wydawania Niemcom lub bezpośredniego mordowania. Analiza tych postaw stanowi jeden z głównych przedmiotów debaty wokół pism Grossa.[...]”

16/
17 czerwca 2013 r.
Tytuł artykułu dyskutowanego podczas seminarium: Semiofory orfickie na gruzowisku kultury antycznej
Autor artykułu: dr Lech Trzcionkowski (KUL)
Fragment artykułu:

“[…] Motta:

(1) The tradition yields us only ruins. The more closely we test and examine them, the more clearly we see how ruinous they are; out of ruins no whole can be built. The tradition is dead; our task is to revivify life that has passed away. We know that ghosts cannot speak until they have drunk blood; and the spirits which we evoke demand the blood of our hearts. We give it to them gladly; but if they then abide our question, something of us has entered into them, something alien, that must be cast out, cast out in the name of truth.

WILAMOWITZ-MOELENDORFF (1908)

(2) „[Jest to] zdradliwy teren, który ciężkie stopy rywalizujących ze sobą naukowców dawno już zamieniły w grząskie błoto; obszar, gdzie ci, którzy zanadto się śpieszą, mogą potkąć się o częściowo zgniłe cząstki martwych teorii, które nie zaznały przyzwoitego pochówku.”

(3) Gdy nocą nad rumowiskiem dziejów przelatuje sowa, ptak bogini Minerwy, w jej oczach nie znajdziemy żadnego refleksu historii. To, co może zobaczyć, w niczym nie przypomina porywających scen barwnego filmu, nęci jednak logicznym pięknem wytworów geometrii fraktalnej

EGON FLAIG (2013 [2003])

Dawni mistrzowie nie bali się figur retorycznych i budowali swoje narracje na fundamencie metafory. Przytoczony w motcie ustęp pochodzi z wykładów oksfordzkich wygłoszonych przez Urlicha von Wilamowitza-Moellendorfa, uczonego uznawanego za jednego z ojców założycieli pozytywistycznej filologii. Dwa odczyty z czerwca 1908 roku na długo zapadły w pamięć słuchaczy i stały się punktem odniesienia dla późniejszych pokoleń badaczy. Fraza Blood for the Ghosts, będąca w istocie para-frazą wyrażenia Wilamowitza, od stulecia przewija się w refleksji nad antykiem. Passus otwiera obraz ruin, pomników przeszłości przekształconych we fragmenty, z których nie sposób zrekonstruować całości. Fragmentaryczność reliktów przeszłości, w jej najbardziej prototypowym znaczeniu, będzie nam nieustannie towarzyszyła, gdyż pisma orfickie poznajemy właśnie poprzez fragmenta (to także metafora). Z drugiej strony, nawet kompletne teksty ocalałe ze starożytności można uznać za fragmenty, gdyż zostały wyrwane z pierwotnego kontekstu kulturowego. Orzeczenie śmierci tradycji prowadzi do drugiego obrazu, który w sposób oczywisty odwołuje się do sceny z Odysei: Odyseusz składa żertwę z czarnej owcy, aby zwabić dusze zmarłych zdolnych przemówić tylko wówczas, gdy napiją się krwi ofiarnej. Współcześnie o wiele trudniej podzielać wiarę filologa wszechczasów w możność oddzielenia „krwi naszego serca”, jako elementu zanieczyszczającego, zniekształcającego głosy z przeszłości, od przekazu źródłowego –„w imię prawdy”. Bynajmniej nie chcę przez to sugerować, że żyjąc w erze ponowoczesnej jesteśmy mniej naiwni od naszych pozytywistycznych przodków. Może należałoby ostrożniej powiedzieć z nutą nostalgii, że utraciliśmy wiarę, zostaliśmy pozbawieni łaski lub po prostu brak nam pewności siebie. Nie prowadzimy badań w sterylnych laboratoriach, lecz jesteśmy zanurzeni w teraźniejszości, której klimat intelektualny i kontekst uprawiania nauki odzwierciedlają układane przez nas kwestionariusze badawcze, zastosowane metody wydobywania danych źródłowych i sposób budowania narracji historycznej.[...]”

17/
4 listopada 2013 r.
Tytuł artykułu dyskutowanego podczas seminarium: Pamięć kronikarza (na podstawie tekstów kronik klasztorów grodzieńskich XVII i XVIII wieku)
Autor artykułu: dr Hanna Paulouskaya (UW)
Fragment artykułu:

„[…] Kroniki klasztorne powstawały dla zachowania pamięci o historii klasztorów. Powstawały w różnych zakonach, w różnych placówkach na terenach Rzeczypospolitej szczególnie w XVII i XVIII wiekach. Na podstawie opracowania kronik klasztorów grodzieńskich chciałabym zrozumieć, jak funkcjonowała, jak daleko sięgała pamięć kronikarza klasztornego. Występuje on w tej sytuacji jako kustosz pamięci wspólnotowej i w pewnym sensie ją uobecnia. Z innej strony jest też zwykłym zakonnikiem, który mieszkał w jakimś konkretnym klasztorze przez pewien czas. Może więc odpowiadać tylko za własne zdolności pamięciowe.

Tytułem wstępu muszę wyszczególnić badane kroniki. Są to kroniki klasztorów bernardynów: Kronika zakonu bernardynów grodzieńskich z lat 1677–1783 (KBG), Historia domowa klasztoru Grodzieńskiego XX Bernardynów […] od roku 1763 D. 2 Lipca zaczęta (HD), części poświęcone konwentowi grodzieńskiemu w: Descriptiones nonnullorum monasteriorum Ordinis Minorum Observantiae (Descriptiones), Chronologia Ordinis Fratrum Minorum de Observantia provinciae Minoris Poloniae et Magni Ducatus Lithuaniae autorstwa Tomasza Dygonia (Digon), Vinea electa […] ex Minore Polonia […] in novam S. Casimiri Provinciam erecta 1469–1772 (Vinea), karmelitów bosych: Kronika klasztoru karmelitów bosych w Grodnie (KK), jezuitów: Historie i listy roczne jezuitów (HJ) (męskie) i klasztoru brygidek: Dzieje kapitularne zakonnic świętej matki Brygitty konwentu grodzieńskiego (Dzieje) (żeńska).[...]”

18/
13 stycznia 2014 r.
Tytuł artykułu dyskutowanego podczas seminarium: Między zwierzęcą seksualnością a ludzką erotyką – o ambiwalencjach i nieoczywistościach podziałów
Autor artykułu: prof. Grażyna Gajewska (UAM)
Fragment artykułu:

„[...] Zagadnienie ludzkiej seksualności i erotyki nie jest nowym tematem w humanistyce. W dotychczasowych badaniach zwracano uwagę przede wszystkim na różnice między seksem a erotyką, klasyfikując ten pierwszy jako właściwy zwierzętom (w tym także ludzkim zwierzętom), natomiast drugą jako specyficznie ludzką. Ten punkt widzenia osadzony jest w perspektywie antropocentrycznej, podkreśla się bowiem wyjątkowość ludzkiej erotyki na tle powszechnej seksualności i pociągu płciowego innych gatunków. Nie twierdzę, że założenia te są fałszywe, uchylam się jednak od stawiania wyraźnej linii podziału na to, co ludzkie a co zwierzęce w sferze seksualno­erotycznej. Badania Darwina i opierających się na nich posthumanistów wskazują, że zabiegi nie­ludzkich zwierząt w pozyskaniu partnera/partnerki są złożone oraz finezyjne, a zanim dojdzie do aktu seksualnego zwierzęta rozpościerają szeroki repertuar strategii (barwne upierzenie lub umaszczenie, śpiew, taniec godowy) mających pobudzić partnera. Z perspektywy posthumanistycznej bardziej zasadne jest mówienie o rozmaitych (co nie znaczy tożsamych) formach podkreślania swych przymiotów przez ludzkie i nie­ludzkie zwierzęta, niż akcentowanie dychotomii: zwierzęcy (w domyśle – prymitywny) instynkt seksualny – wyrafinowany zmysł erotyczny ludzi. Sądzę, że do repertuaru ludzkich strategii mających zainteresować i oczarować partnera/partnerkę należy stosowanie rzeczy/przedmiotów/akcesoriów i w tym upatruję inność ludzkiej sfery seksualno­ erotycznej od tej właściwej nie­ludzkim zwierzętom. Interesujące jest jednak to, że ubrania nacechowane erotycznie często pochodzą ze zwierząt (futra, buty – tzw. szpilki), lub imitują umaszczenie zwierząt (garderoba w lamparcie cętki), co relację: zwierzęcy seksualizm – ludzki erotyzm czyni ambiwalentną. W niniejszym artykule koncentruję się na odcieniach owej ambiwalencji. Teoretyczną osnową tych rozważań są koncepcje wypracowane w ramach posthumanistyki i studiów nad rzeczami.[...]”

19/
31 marca 2014 r.
Tytuł artykułu dyskutowanego podczas seminarium: Borges vs. Pac-Man. Zderzenie materii literackiej i struktur gier elektronicznych
Autor artykułu: mgr Piotr Kubiński (UW)
Fragment artykułu:

„[...] Chociaż historia gier wideo sięga lat pięćdziesiątych XX wieku, to jednak zjawiskiem rzeczywiście rozpoznawalnym i popularnym zaczęły się one stawać dopiero w latach siedemdziesiątych1. Od tego czasu gry elektroniczne zyskiwały na popularności i jednocześnie ewoluowały jako forma rozrywki – a także jako forma ekspresji – przez co coraz trwalej wpisywały się w krajobraz współczesnych mediów i współczesnych dyskursów. Ustalenie tego, w jaki sposób gry elektroniczne wpłynęły i wpływają na zastane media, pozwala nie tylko zrozumieć znaczenie gier dla dzisiejszej kultury, lecz także wskazać te elementy poetyki gier, którym można przypisać największą siłę oddziaływania. Oddziaływanie to ma bardzo szeroki zakres: poetyka gier wideo, mechanizmy dla nich charakterystyczne coraz silniej i w coraz bardziej różnorodny sposób wpływają na film, teledysk, teatr, komiks, a także – na czym skupiam się w niniejszym tekście – na literaturę. Skoncentruję się na tych oddziaływaniach, które otwierają możliwość zaistnienia nowych dyskursów artystycznych, na nowych formach literackich powstałych pod wpływem gier.

Należy przy tym wyraźnie stwierdzić, że badanie tego, jak gry wideo funkcjonują w kontekście innych dyskursów, pozwala nie tylko lepiej zrozumieć je same, lecz także dostarcza narzędzi do badania najnowszych przejawów tekstowości. Nie podlega dyskusji, że wpływ gier na współczesne formy ekspresji – i na dynamicznie zmieniający się system medialny – będzie rosnąć. Nie tylko dlatego, że elektroniczna rozrywka od kilkudziesięciu lat cieszy się niesłabnącą popularnością. Przede wszystkim dlatego, że dla kolejnych pokoleń uczestników kultury gry wideo są medium naturalnym, codziennym2 – artyści uformowani w takim kontekście kultury digitalnej nie tylko tworzą gry, lecz także chętnie eksperymentują z kategorią „growości” i konfrontują ze sobą strategie artystyczne typowe dla gier z tymi, które narodziły się na gruncie innych systemów semiotycznych3. Wyrazistym przykładem tego procesu – który w moim przekonaniu będzie przybierał na sile – jest literatura grywalna.[...]”

1 Za moment przełomowy w historii omawianego medium należy uznać rok 1972. Wówczas do sprzedaży trafiła bowiem Magnavox Odyssey, pierwsza komercyjna domowa konsola do gier wideo; jednak przede wszystkim miała wtedy miejsce także premiera gry automatowej Pong (Atari; 1972). O ile Odyssey, będąca pierwszym takim urządzeniem produkowanym masowo, nie odniosła sukcesu na miarę oczekiwań jej projektantów, o tyle Pong wywołał wielką falę popularności. To właśnie sukces Ponga uważam za początek procesu, który przekształcił gry wideo w jedną z największych gałęzi przemysłu rozrywkowego, jaką są obecnie. Zob. np. Steven Poole, Trigger Happy, b.m.w. 2007, s. 43–45; Bartłomiej Kluska, Dawno temu w grach. Czas pionierów. Szkice z historii gier komputerowych, Łódź 2008, s. 16–18;William Lu, Evolution of Video Game Controllers: How Simple Switches Lead to the Development of the Joystick and the Directional Pad, Stanford 2003, s. 10 [artykuł dostępny online: http://www.stanford.edu/group/htgg/cgi-bin/drupal/sites/default/files2/wlu_2003_1.pdf].

2Zob. chociażby Jarosław Kowalski, Polski konsument elektronicznej roz(g)rywki – opracowanie raportu „Rynek elektronicznej roz(g)rywki” przeprowadzonego przez Interaktywny Instytut Badań Rynkowych, listopad 2011 [tekst dostępny online: iibr.pl/files/pdf/rok2012/Polski_konsument_elektronicznej_roz(g)rywki.pdf].

3Jakkolwiek teza o silnym oddziaływaniu gier na inne media nie ulega dziś wątpliwości, to jednak trzeba podkreślić, że częstokroć gry elektroniczne są tylko jednym (choć wciąż bardzo ważnym) z wielu działających czynników. Wpływu takich zjawisk, jak chociażby hiperteksty literackie, e-książki, telewizja interaktywna, dystrybucja cyfrowa tekstów kultury, Internet czy wreszcie gry elektroniczne – niejednokrotnie nie da się całkowicie od siebie odseparować. Dzieje się tak również w wypadku przemian zachodzących w najnowszych formach literatury.

20/
12 maja 2014 r.
Tytuł artykułu dyskutowanego podczas seminarium: Figura „Martina Heideggera” w hermeneutyce Holokaustu
Autor artykułu: mgr Paweł Dobrosielski (UW)
Fragment artykułu:

„[...] Projekt filozoficzny Bycia i czasu jest jednocześnie zupełnie oczywisty i niesłychanie złożony. Martin Heidegger bierze na warsztat pojęcia zaczerpnięte z języka potocznego i opisujące powszednie doświadczenia naszego życia, następnie definiuje i opisuje je w specyficznym żargonie filozoficznym oraz łączy ze sobą łańcuchami tautologii, aby wciąż na nowo odkrywać leżące u ich podstaw warunki możliwości i w ten sposób dotrzeć do odpowiedzi na pytanie o sens bycia. Analogiczna sytuacja – jednoczesnej banalności i skomplikowania – zachodzi w kwestii związku Martina Heideggera i Holokaustu. Z jednej strony, oczywiste, choć ograniczone czasowo, sympatie fryburskiego filozofa do narodowego socjalizmu każą postawić pytanie o jego osobistą i intelektualną współodpowiedzialność za nazistowskie zbrodnie. Teksty i wystąpienia Heideggera z lat 30-tych XX wieku, na czele z niesławną mową rektorską1 , naprawdę przyprawiają o mdłości. Z drugiej – „kwestia żydowska” nie pojawia się nigdzie w jego refleksji, a całość jego myślenia cechuje jednak wysoki poziom abstrakcji i oderwania od historycznego czy politycznego konkretu. Z pozoru nie ma tu więc bezpośrednich punktów styczności, a mimo tego wielu intelektualistów uznało związek Martina Heideggera i Zagłady Żydów za kluczowy problem hermeneutyki Holokaustu – będę starał się znaleźć powody takiego stanu rzeczy na różnych poziomach refleksji. Co ciekawe, Polscy badacze właściwie nie poświęcili „sprawie Heideggera” żadnych systematycznych studiów, choć w krajach zachodnich stanowi ona istotny temat refleksji humanistycznej, wykraczając dalece poza wąską dyscyplinę filozofii akademickiej. Jedyny wyjątek stanowi tutaj Cezary Wodziński2, jednak problematyzuje on tę kwestię wyłącznie w kategoriach filozoficznych. Moja perspektywa jest więc także o tyle nowatorska na polskim gruncie, że proponuje również spojrzenie z punktu widzenia analizy dyskursu.[...]”

1 Martin Heidegger, Samoutwierdzenie się niemieckiego uniwersytetu, „Aletheia” 1(4)/1990, s. 365-369.

2 Dwie książki tego badacza dotyczą interesującej mnie problematyki to Heidegger i problem zła (Warszawa 1994) oraz Kairos: Konferencja w Todtnaubergu, Celan – Heidegger (Gdańsk 2010). Ukazało się na polskim rynku co prawda kilka przekładów prac zagranicznych, w których pojawia się ten problem, jednak zazwyczaj motywacje dla ich wydania wykraczały poza kwestię związków Heideggera i Holokaustu. Zob. np. Alan Milchman, Alan Rosenberg (red.), Eksperymenty w myśleniu o Holocauście. Auschwitz, nowoczesność i filozofia, przeł. Leszek Krowicki i Jakub Szacki Warszawa 2003 czy Julian Young, Heidegger, filozofia, nazizm, przeł. Hanna Szłapka, Warszawa 2000.

21/
2 czerwca 2014 r.
Tytuł artykułu dyskutowanego podczas seminarium: W stronę antropologicznej teorii ofiary
Autor artykułu: dr Lech Trzcionkowski (UW)
Fragment artykułu:

„[...] Gdy zaglądamy do współczesnych słowników języka polskiego rejestrujących mowę potoczną i język literacki, trudno nie oprzeć się wrażeniu, że podstawowe, religijne znaczenie słowa „ofiara” zostało usunięte na plan dalszy przez znaczenia wtórne. Ofiary wypadków komunikacyjnych, działań wojennych lub poczciwe ofiary losu pojawiają się częściej od ofiar składanych bogom. Nie podejmując w tym miejscu szczegółowej analizy historycznej, można bez większego ryzyka powiązać to zjawisko z postępującą sekularyzacją cywilizacji zachodniej. Niemniej w języku liturgicznym i teologicznym chrześcijaństwa, zwłaszcza Kościoła Katolickiego, ofiara nadal wiąże się z centralnym rytuałem eucharystii (liturgii mszalnej). Z drugiej strony metaforyczne użycie terminologii ofiarniczej pojawia się w najważniejszych debatach historycznych i etycznych, czego najbardziej oczywistym wyrazem jest wykorzystanie słowa holokaustos, „całopalenie” jako figury ludobójstwa. Terminologia ofiarnicza w języku politycznym, w modelowaniu praktyk zbiorowych lub refleksji nad historią pojawiała się wcześniej, zwłaszcza gdy rozszerzymy nasze rozważania na „mord rytualny” i „śmierć męczeńską”. W ten sposób ofiara, oderwana od swojego kontekstu religijnego, staje się symbolem i jako taka, zarówno w planie wyrażania, jak i w planie treści tworzy pewien tekst, czyli posiada znaczenie i granice wyodrębniające go w ramach semiosfery. Jeśli jednak mówimy o ofierze krwawej, musimy pamiętać, że tekst ów został zbudowany na zachowaniach zwierzęcych: pościgu za zwierzyną, zadaniu śmierci i zjadaniu upolowanego. Jednym z najważniejszych zadań semiotycznej analizy ofiary jest zbadanie relacji między modelującą funkcją tych elementarnych praktyk myśliwskich, a mechanizmem kultury uruchomionym poprzez język naturalny i teksty kultury przez niego generowane.[...]”

22/
1 lipca 2014 r.
Tytuł artykułu dyskutowanego podczas seminarium: „Putin…? Nie znam człowieka”. Kilka uwag o memach internetowych
Autor artykułu: prof. UAM dr hab. Marek Kaźmierczak (UAM)
Fragment artykułu:

„[...] W piątek 27 czerwca 2014 r. polscy użytkownicy najczęściej zapytywali wyszukiwarkę Google o wyniki matur, o przedstawienie teatralne Golgota Picnic, o NBP, o NFZ oraz o mecz Brazylia – Chile. Takie informacje pozyskujemy dzięki aplikacji Google Trends1. Wielu użytkowników utożsamia, co jest fundamentalnym uproszczeniem, Google z internetem. Utożsamienie to pozwala jednak sądzić, że najważniejszymi trendami wśród użytkowników sieci są trendy, które mogą być określane za sprawą narzędzi dostępnych dzięki funkcjonowaniu wyszukiwarki Google. Już na zawsze zatem 27 czerwca 2014 r. będzie dniem, w którym – gdyby Google pisało historię – najważniejszymi problemami Polaków były zagadnienia związane z maturami, sztuką i futbolem. Dzięki internetowym narzędziom można by nawet przypuszczać, że sprawa dotycząca przedstawienia Golgota Picnic jest ważniejsza dla polskojęzycznych użytkowników, niż sprawa mundialu. Taki wniosek dodałby otuchy twórcom kultury. Oczywiście sztuka Golgota Picnic nie budziła zainteresowania ze względu na wartości artystyczne, ale z powodu konfliktów między rożnego rodzaju podmiotami życia publicznego. Nazwa aplikacji Google Trends, czyli trendy Google, przekształca znaczenie słowa trend. Jest bowiem tak, że Google Trends definiowane jest nie tyle jako aplikacja pozwalająca analizować internautom najczęstsze zapytania artykułowane w wyszukiwarce Google, co jako obraz, a właściwie symulacja trendów kulturowych. Słowo „trendy” jest w tym kontekście nacechowane pozytywnie. Po pierwsze, odnosi się do najpopularniejszych zachowań użytkowników. Po drugie, słowo to konotuje wytworzone przez samych internautów prawa i mechanizmy kulturowo-komunikacyjne, które mają wpływ na poglądy innych użytkowników. Po trzecie, na podstawie Google Trends można zapoznać się z najbardziej aktualnymi problemami współczesnego człowieka, a przy tym można za pomocą quasi-naukowych narzędzi analizować jego wybory, decyzje, potrzeby. Można by nazwać tę symulację trendów komunikacyjnych „algorytmizacją myślenia”2, gdyż użytkownik korzystający z Google Trends odnosi wrażenie, że obserwuje sieć, że śledzi poczynania i dyskusje tysięcy użytkowników, a więc – na bieżąco uczestniczy nie tylko w ważnych wydarzeniach społeczno-kulturowych, ale także – że je współtworzy, godząc się przy tym, aby oprogramowanie komputerowe określało horyzont jego wyobrażeń, wiedzy i być może pragnień.[...]”

23/
27 października 2014 r.
Tytuł artykułu dyskutowanego podczas seminarium: Samobójstwo duszy i samobójstwo ciała, dwie formuły decyzji w doświadczeniu rosyjskim
Autorka artykułu: mgr Halszka Witkowska (UW)
Fragment artykułu:

„[…] Jeżeli każda kultura ma swoje odbicie w śmierci, to rodzi się pytanie o miejsce samobójstwa w danej kulturze, pytanie, czym ono jest, co też w niej odzwierciedla? Twierdzę, że to, w jaki sposób i za pomocą jakich argumentów toczy się dyskusja o autodestrukcji jednostki, daje możliwość zapoznania się z najbardziej nurtującymi problemami danego społeczeństwa - nie tylko pod względem kulturowym, ale także filozoficznym, religijnym i społecznym. Jednak to, czym zajmuję się w poniższym tekście, to nie dyskurs dotyczący samobójstwa, nie badania statystyczne podające w tysiącach liczbę zgonów wywołanych samobójstwem, ale sposób, w jaki opisywany jest sam moment decyzji o dobrowolnej śmierci. Z kim dyskutuje samobójca; czy nawiązuje on polemikę z Bogiem, społeczeństwem, a może bardziej indywidualnie z ciałem i własną duszą? Zanim przejdę do analizy wybranych przykładów pochodzących z kręgu literatury rosyjskiej, chcę poświęcić kilka linijek na przybliżenie własnej opinii dotyczącej rozważań o samobójstwie.[...]”

24/
1 grudnia 2014 r.
Tytuł artykułu dyskutowanego podczas seminarium: Mit o Ariach i Semitach jako nowoczesny model wyjaśniający dzieje
Autor artykułu: dr Lech Trzcionkowski (UW)
Fragment artykułu:

„[…]Mit łagodzi poczucie obcości w świecie, zapewnia ramy tożsamości. Barbarzyńska obcość ludów przyjmujących chrześcijaństwo była łagodzona przez mity początku, legendy etnogenetyczne wpisujące ich dzieje w historię powszechną, której nurt święty był zapisany w Biblii, a świecki – w dzieje Rzymu. W epoce Odrodzenia humaniści powracają do Antyku poprzez studia retoryczno-filozoficzne i do kultury biblijno-patrystycznej pierwotnego Kościoła. Z tych pozycji krytykują legendy wpisujące dzieje ludów barbarzyńskich w historię powszechną. W epoce nowożytnej studia klasyczne stają się podstawą porządku społecznego jako niezbędny element wykształcenia elit. Zachowają swą pozycję nawet wówczas, gdy zacznie kształtować się społeczeństwo nieustannego rozwoju, z założenia, choć nie praktyki, egalitarne, w którym silnie odczuwa się potrzebę homogeniczności. Zgodnie z racjonalistyczną zasadą, że „nic z niczym nie łączy się w sposób trwały i wszystko można przemyśleć na nowo”, Oświecenie odrzuca autorytet Biblii i starożytnych historyków. W poszukiwaniu nowego Adama „renesans orientalny” odkrywa Indie, stwarzając podstawy do refleksji nad dziedzictwem cywilizacji europejskiej z perspektywy porównawczej. Powstaje nowy mit o pochodzeniu, w którym główną rolę będzie odgrywał Aria, „Szlachetny”.[…]”

25/
15 grudnia 2014 r.
Tytuł artykułu dyskutowanego podczas seminarium: Listy prywatne emigrantów konteksty interpretacyjne
Autor artykułu: dr Łukasz Grützmacher (UW)
Fragment artykułu:

„[…] Gdy sięgamy po prywatną korespondencję między emigrantami i ich krewnymi oraz przyjaciółmi w Hiszpanii, znany powszechnie obraz kolonizacji ulega pogłębieniu. Po pierwsze, uzyskujemy pewien wgląd w codzienne życie w hiszpańskich koloniach w Nowym Świcie. Korespondencja ta zawiera bowiem wiele informacji, których próżno szukać w oficjalnych dokumentach. Znaczenie listów prywatnych emigrantów nie ogranicza się jednak do uzupełnienia danych, znanych z relacji konkwistadorów, kolonizatorów i ewangelizatorów oraz kronik, które przedstawiają podsumowanie ich dokonań. Jak zauważył James Lockhart, obraz życia w koloniach, jaki wyłania się z tej korespondencji, jest zasadniczo odmienny od tego, który znamy z oficjalnych dokumentów. Tak więc w moich badaniach traktuję listy prywatne hiszpańskich emigrantów z drugiej połowy XVI w., jako dokumenty, które, po pierwsze, wykraczają poza dyskurs oficjalny, po drugie zaś, dają wgląd w życie codzienne, pozwalając lepiej zrozumieć punkt widzenia „zwykłych ludzi” z przeszłości. […]”

26/
19 stycznia 2015 r.
Tytuł artykułu dyskutowanego podczas seminarium: Słownik jako tekst kultury
Autorka artykułu: dr Ewa Rudnicka (UW)
Fragment artykułu:

„[…] „Prawda, że według pospolitego o tym zdania Dykcyonarz nie zdaie się być nic inszego, tylko długi iákiś słow rejestr porządkiem obiecadła zebranych, do przebieżenia uprzykrzony ile że bez konnexyi, á do pamięci trudny i prawie niepodobny” – tak o słowniku pisał w roku 1743 anonimowy autor Przemowy do czytelników zamieszczonej w tomie pierwszym Nowego wielkiego dykcyonarza Jmći: x. Daneta, opata francuski, łaciński y polski, którym był – jak wolno wnioskować na podstawie całości tekstu i dokumentów historycznych – Franciszek Dymitr Kola (Mączyński 2013: 229, 233). Stwierdzenie Koli trafnie oddaje potoczne – na co wskazuje dystans autora – mniemanie o tym, czym jako gatunek tekstu cechował się słownik, i to nie tylko mniemanie osiemnastowieczne, lecz wydaje się, że także współczesne.

Słownik to gatunek wybitnie użytkowy, przeznaczony do użytku codziennego, lecz – co znamienne – użytku wybiórczego. Żaden chyba z autorów jakiegokolwiek słownika nie zakładał, iżby jego książka miała być przeczytana – jak książce prawdziwej przystało – od deski do deski. Tymczasem słowniki czytać można i warto, i to na wszelkie możliwe sposoby: można podążając za osnową, czyli według porządku hasłowego, a można chwytając się różnych wątków, czyli skacząc od jednego artykułu hasłowego do drugiego. Najciekawsze zaś jest czytanie synchroniczne obejmujące kilka różnych dzieł. Tego rodzaju lektura pozwala na dostrzeżenie poza warstwami słów i sensów pewnego mikroświata, którego wymowa dopełnia się, jeśli zestawić słownik z wszelkiego rodzaju źródłami dotyczącymi bezpośrednio jego warsztatu leksykograficznego lub okoliczności, w których powstawał.[…]”